Nóż w Wodzie (Polski tytuł‚ obowiązkowo inny)
Zobacz wersję anglojęzyczną by przeczytać więcej.
Zobacz wersję anglojęzyczną by przeczytać więcej.
Przepraszamy, ale ten post jest dostępny tylko po Angielsku.
Na lato 2011 z dawien dawna mieliśmy zaplanowane wakacje we dwoje. Mój gotowy dyplom miał czekać na obronę podczas gdy Hanne i ja będziemy się wygrzewać w Chorwacji. Joka, organizacja Caritas skupiająca wolontariuszy pomagających w domach dla osób starszych, zaproponowała swojej weterance – mojej Hanne – 10-dniowy wyjazd na wolontariat do Izraela, w sierpniu, w drugiej połowie jej urlopu. To okazja – wyjazd był w całości bezpłatny. Powiedziałem Hanne: „Jedź!”. Czas jaki mieliśmy przeznaczony na nasze egzotyczne wakacje skrócił się do 10 dni. Planowana trasa do Chorwacji wiodła przez Polskę. W Łodzi samochód Hanne miał być wyposażony w instalację gazową LPG. Policzywszy wszystko raz jeszcze wyszło, że wakacje zamiast na odpoczynku spędzimy w samochodzie. Był koniec maja – na zmianę planów nie było jeszcze za późno.
Może coś bliżej Łodzi??? Biorąc pod uwagę nasze marynistyczne plany mieszkaniowe na przyszłość wpadłem na pomysł, że miło byłoby odwiedzić Mazury i trochę pożeglować po znajomych szuwarach. Tam jeszcze nas razem, Bronka & Hanne nie było. Hanne mogłaby też zobaczyć wreszcie jak to jest kiedy pokład się kiwa.
Ekipa do żeglowania skrzyknęła się jak zwykle spontanicznie i szybko. Na początku czerwca wydawało się, że pływać będziemy całą flotyllą. Ostatecznie stanęło na dwóch sporych (jak na Mazury) łajbach wypożyczonych z Mariny Evelyn w Bogaczewie k. Giżycka. Wpłaciliśmy zaliczki, podpisaliśmy umowy czarterowe i zostało tylko czekać na 23 lipca. W ostatecznym składzie ekipy znaleźli się znajomi Bronka: Maciek i Asia, Łukasz i Paula oraz Staszek i jego znajomy ze studiów Kamil z Gosią. Od strony Maćka dołączył do nas Maruda z Sylwią, od Asi dołączyła do nas Karolina. Na miejscu okazało się, że pożegluje z nami również brat Gosi – Patryk. Razem ze mną i Hanne 13 osób.
Czas do rejsu upłynął szybko. 13 lipca pojechałem do Hanne, by potem razem przyprowadzić auto do łódzkiego gaziarza. Zakupiwszy nowe gumowe spodnie, sandały i parę innych niezbędnych rzeczy typu plastikowa mapa, baterie itd. ruszliśmy. Nowa instalacja w samochodzie Hanne o dziwo po drodze nie wybuchła. Wykonawcą instalacji LPG w samochodzie była solidna łódzka firma. Na później pozostawiliśmy sobie przyjemności związane z dopinaniem procedur zmierzających do wstemplowania instalacji w Belgijski dowód rejestracyjny…
Po drodze trenowałem asertywność. Przez samochód byliśmy nieco spóźnieni i na miejsce gdzie czekały już palące się do żeglugi załogi mieliśmy dotrzeć punkt o zachodzie słońca. Ani mi się śniło wypływać po ciemku – co za GŁUPI pomysł. 🙂 Gdy dotarliśmy na miejsce Hanne zdała się lekko onieśmielona jachtem. Zadeklarowała, że będzie mi podawać rzeczy z brzegu. OK. Zaokrętowawszy się i wyraziwszy twardy sprzeciw żeglarskim tułaczkom po mazurskim zmroku przystąpiliśmy do oględzin stanu butelek z wódką oraz innych specyfików.
Załodze w składzie Ja, Hanne, Łukasz, Paula i Staszek (później dołączyli do nas Kamil i Gosia) przypadła Evelyn 2 czyli Antila 26. Część ekipy z Maćkiem i Marudą zajęła Evelyn 4 czyli Janmora 28. Obie łódki były świeże, czyste i wszechstronnie wyposażone. Z osprzętu żeglarskiego posiadały: lazy jacki, patenty do kładzenia masztu, rolfoki, wygodne knagi, kabestany z korbami oraz silniki. Evelyn 4 miała mocny silnik stacjonarny. Okazał się on jednak być paliwożerny i uniemożliwiać cumowanie rufą w płytkich miejscach. Pod pokładem zaś były chemiczne kingstony, wyposażone kambuzy, radia. Antila posiadała nawet gazową lodówkę. Wnętrza obu łódek poprzedzielane były drzwiczkami co zapewniało większy komfort i prywatność. Łączność między łódkami w miarę możliwości i odległości zapewniały przywiezione przez nas dwie krótkofalówki systemu PMR.
Co się tyczy żeglowania, nieco ostrzej pływająca Antila 26 wykazała się większą czułością na słabszy wietrzyk, Janmor 28 zaś większą prędkością przy wietrze silniejszym. Janmor pływał nieco szybciej także dla tego, że jego załoga miała tendencję do wstawania i wypływania wcześniej. 😉 Antila miała 26 stóp czyli 780 cm długości i 30 m2 żagli, 28 stopowy Janmor miał 840 cm długości i 40 m2 żagli. Janmorowi doskwierało większe zanurzenie – na dziko cumował do naszej rufy, bądź na końcu kejki. Obu załogom udało się pobruździć dno mazur mieczem.
Trasa powiodła nas z Bogaczewa, przez Mikołajki, Zatokę Kaczerajno, Kulę, Sztynort i Mamerki. W 7 dni zdołaliśmy odwiedzić zarówno południowy jak i północny kraniec szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Wracając z Kaczerajna w stronę Kuli zgarnęliśmy w Mikołajkach spóźnionych Kamila, Gosię i jej brata Patryka.
Hanne szybko wyzbyła się swojej nieśmiałości do łódki. U steru Evelyn 2 zasiadali głównie Łukasz (Captain, Captain, Captain), Bronek (Captain), Hanne (Majtek Bow String) a także chwilami Staszek (Captain, Captain). Z uwagi na Hanne wypracowaliśmy sobie specyficzne słownictwo. Na łódce słychać było takie sformułowania jak „sword” czyli miecz, lub PULL UP stosowane jako komenda na topenantę i lazy jacka czy wspomniany sword. Łukasz serwował też mikstury typu „maybe nawet”.
Ogółem kupa śmiechu. Codziennie rano kąpaliśmy się w jeziorze, za dnia żeglowaliśmy, wieczorem piliśmy piwo, śpiewaliśmy przy ognisku, łowiliśmy ryby, graliśmy w gry bądź robiliśmy wszystko to naraz.
30 lipca, po 7 dniach rejsu byliśmy z powrotem w Bogaczewie i przyszedł czas na klar i pożegnanie z łódkami. Odzyskawszy kaucję skierowaliśmy się jeszcze z Hanne, Paulą, Łukaszem i Staszkiem do Signor Caffetano – położonej nieopodal Mariny Evelyn restauracji włoskiej. Wybór miejsca na pożegnalny obiadek okazał się przedni! Posiliwszy się Łukasz, Paula i Staszek ruszyli w drogę. Ja i Hanne korzystając z pięknej pogody raz jeszcze wskoczyliśmy do jeziora i również pognaliśmy do Łodzi.
Wulkaniczna chmura spowodowała, że nasze spotkanie opóźniło się i odbyło się dopiero w polski weekend majowy. Bilety były wyjątkowo tanie jak na ten termin. W poniedziałek 3 maja chcąc spędzić razem jak najwięcej czasu udaliśmy się do Gent. Hanne rano miała egzamin z języka polskiego, ja natomiast skorzystałem z okazji by rozejrzeć się po starych kontach. Tak się złożyło, że po południu byliśmy tak zajęci sobą, że nie zrobiliśmy sobie żadnych zdjęć.
Rano jednak zdążyÅ‚em zdeptać z aparatem praktycznie caÅ‚e miasto. ZajrzaÅ‚em nad kanaÅ‚y, okolice szkoÅ‚y Sint-Lucas oraz Portus Ganda. ObszedÅ‚em wszytsko w koÅ‚o zahaczajÄ…c o okolice naszego starego mieszkania. Na Brabantdam, w sklepie meblarskim, z myÅ›lÄ… o Zuzi dokÅ‚adnie spisaÅ‚em adres producenta „rosnÄ…cych biurek”. Niestety sÄ… dość drogie 😛 Ale praktyczne. Zdjęć z komórki nie zamieszczam- zobaczcie sobie na stronie.
Stare kÄ…ty okazaÅ‚o siÄ™ tÄ™tniÄ… życiem w swoim charakterystycznym, przyÅ›pieszonym rytmie. To co na swoim wykÅ‚adzie w ramach cyklu arcyARCHIwizje profesor StanisÅ‚aw Fiszer nazwaÅ‚ „migotaniem fasad” można tu obserwować goÅ‚ym okiem. Gdyby na mapie zaznaczać każdÄ… nowÄ… inwestycje migoczÄ…cÄ… kropkÄ… mapa Gent mieniÅ‚aby siÄ™ niczym firmament w gwieździstÄ… noc. TakÄ… animowanÄ… w czasie mapÄ™ pokazaÅ‚ nam swego czasu na zajÄ™ciach pan docent André Coene. ZastanawiaÅ‚em siÄ™ wtedy jak wyglÄ…daÅ‚a by mapa Åodzi gdyby zanimować jÄ… w ten sposób np. od poczÄ…tku 20 wieku. Od lat pięćdziesiÄ…tych – jak zapadajÄ…ca siÄ™ czarna dziura?
Przy jednej z piÄ™kniejszych wodnych arterii Gent, kanale dzielÄ…cym Graslei i Korenlei zabrano siÄ™ za restauracjÄ™ i reintrodukcjÄ™ Oude Vismijn – Starej Hali Rybnej. Lofting Group przeksztaÅ‚ci ten obiekt w jakieÅ› bezlitosne komercyjne cudo. Nie znam funkcji i trochÄ™ żaÅ‚ujÄ™ drewnianego fragmentu fasady nad kanaÅ‚em, który widać na tym zdjÄ™ciu. Nie mniej budynek niszczaÅ‚ i fajnie, że ktoÅ› siÄ™ nim zajmie. Przy okazji obok uchwyciÅ‚em zakrytÄ… fasadÄ™ Design Museum przy Jan Breydelstraat. Niby nic, ale fajnie, że przechodnie dostajÄ… w zastÄ™pstwie fasady archiwalne fotki. Czemu nie ma reklamy?
Inny romantyczny kanaÅ‚ znajduje siÄ™ przy Ketelvest. Od tyÅ‚u można tam zobaczyć gotowe już skutki dziaÅ‚aÅ„ biura SumProject architekta Paul’a Lievevrouw’a. Rezydencja Kouterhof to standard do jakiego polska „deweloperka” dÅ‚ugo nie dobije. I wcale nie mam tu na myÅ›li zabiegów estetycznych, raczej sposób finansowania. Ostatni apartament sprzedano tu latem 2007, zanim na dobre zaczęła siÄ™ budowa. Dalej jeszcze rzut okiem na zachód w stronÄ™ Opery Flamandzkiej i Handelsbeurs. TÄ… pierwszÄ… salÄ™ odwiedziliÅ›my już razem z Hanne 2 lata temu. SerwowaÅ‚a bardzo fajne Jezioro ÅabÄ™dzie w wykonaniu Królewskiego Baletu Flandrii i Flamandzkiej Orkiestry Radiowej. Neoklasyczna fasada budynku z pierwszej poÅ‚owy 19w. skrywa operetkowe wnÄ™trze, przepysznie przywodzÄ…ce na myÅ›l francuski teatr w nieco neobarokowym wydaniu. Sala cieszy jednak również dobrÄ… akustykÄ…, a przede wszystkim cieszy obsÅ‚ugujÄ…cy jÄ… zespół. Do Handelsbeurs mamy nadzieje wybrać siÄ™ w przyszÅ‚oÅ›ci.
Włócząc się w okolicy Ketelvest trafiłem też na ciekawy kościół, którego do tej pory nie zauważyłem. Nie wiem jakie było jego wezwanie, mieści się przy Savaanstraat.
PewnÄ… osobliwoÅ›ciÄ… jest plaga ozdobnego ptactwa domowego, która sforami napada na ludzi w miejskich parkach. Ptaki, które napotkaÅ‚em Muinpark pozowaÅ‚y jak widać chÄ™tnie. Swego czasu pisano o tym problemie w lokalnych gazetach. Kurki wyglÄ…dajÄ… niewinnie i Å‚adnie. 😉
PopoÅ‚udnie spÄ™dziliÅ›my szwÄ™dajÄ…c siÄ™ razem z Hanne, zapomniawszy o aparacie. Lunch zjedliÅ›my w patio Post Plaza przy Korenmarkt. To kolejny budynek, który dotychczas umknÄ…Å‚ mojej uwadze. NiegdyÅ› znajdowaÅ‚a siÄ™ tu siedziba poczty głównej. Listonosze ustÄ…pili jednak z obszernego hall’u na rzecz uruchomienia funkcji handlowo-konsumpcyjnych. To miejsce warte odwiedzenia z uwagi na Å‚adny ceglano-stalowy detal oraz charakterystyczne dla tych okolic podwójne przeszklenie sklepienia.
W potoku nowych widoków odnotowałem też nową siedzibę Artevelde Hogeschool przy Kantienberg oraz wciąż pogrążony w żałobie konsulat RP przy Lange Kruisstraat.
Moje nogi odmówiÅ‚y współpracy koÅ‚o godziny 17 po 7 kółku dookoÅ‚a tego 300-tysiÄ™cznego miasteczka. Wieczór spÄ™dziliÅ›my w Brugii…
Ostatnie Komentarze